- Gdybym mogła cofnąć czas, gdybym mogła... - mówi przez łzy Sylwia, a w drżących dłoniach chowa twarz. Wtedy, gdy była 15-letnią gimnazjalistką, a Marcin F. (32 l.) uczył ją religii, nie przypuszczała, że sidła, które na nią zarzucił, okażą się tak bolesne. Po latach zdecydowała się o wszystkim opowiedzieć prokuratorowi. - Zrobiłam to, by katecheta nie uwodził już innych nastolatek - mówi dziewczyna.
Śledczym włos jeżył się na głowie, gdy usłyszeli, do czego posunął się rzekomy wychowawca. - Zaczęło się po lekcjach w klasie. Włożył mi rękę pod bluzkę. Nie protestowałam - opowiada dziś młoda kobieta. Romans zaczął kwitnąć. - Nie byłam w nim zakochana, ale podobał mi się jako mężczyzna - mówi Sylwia. Pamięta doskonale chwile spędzone z katechetą. - To był mój pierwszy mężczyzna - wspomina. Doskonale pamięta, gdy Marcin F. zabrał ją samochodem na pobliskie wały i tam na tylnym siedzeniu samochodu rozdziewiczył. - Kazał mi też przychodzić na kościelny chór i tam nawet w trakcie mszy to robiliśmy - mówi uwiedziona kobieta.
Prokuratorskie śledztwo zakończyło się jednak umorzeniem. - Ustaliliśmy stan faktyczny, ale postanowienie zostało umorzone ze względu na brak znamion czynu zabronionego - mówi Marek Kosmalski, szef słupeckiej Prokuratury Rejonowej. Tłumaczy, że dziewczyna w czasie romansu miała już ukończone 15 lat, nie było też aktów przemocy ani wykorzystywania stosunku zależności. Marcin F. po całym zdarzeniu nie zamierza już wrócić do szkoły, choć - jak zapewnia - nie pamięta romansu. - Miałem wtedy kontakt z panią Sylwią, ale on był inspirowany przez nią i nie miał charakteru seksualnego - zapiera się mężczyzna.
To jednak nie koniec sprawy. Prokuratura wysłała już do kuratorium oświaty i kurii pisma w sprawie romansu katechety z 15-letnią gimnazjalistką. - Czyn nie jest zabroniony, ale czy jest moralny? - pyta prokurator Kosmalski.